Opowiadanie w dwóch częściach: "Abrakadabra", część 1
"Abrakadabra"
„Był niesamowicie inteligentny, błyskotliwy i
zaskakujący. Zaintrygowała mnie jego wyobraźnia i pomysłowość. Wiem, że to był tylko jeden dzień, ale uwierz mi, że
chyba się zakochałam. Jakby mnie jakiś piorun poraził, ta jego tajemniczość a
jednocześnie otwartość… jest w tym jakaś magia. Powiem Ci co jest w nim
najbardziej niezwykłe, te jego „abrakadabra”, opowiem Ci wszystko kiedy się
spotkamy.
Buziaki, Lissa”
Czytałam ten list po raz kolejny
po zaginięciu Lissy. Wracałam w tedy do początku całej tej historii. Zaczęła
się ona w tedy, gdy moja przyrodnia siostra Lissa poznała pewnego młodego
mężczyznę o imieniu Armin. To jednak nie było jego prawdziwe imię. Nadał je sobie,
by pozostać pod pseudonimem.
Pewnego dnia spotkałam się z
Lissą w kawiarni, mieszkałyśmy od siebie dość daleko, parę godzin drogi.
Przyszedł tam także nieznajomy, który co chwilę zerkał w naszą stronę.
Wypiłyśmy kawę i chciałyśmy już iść. Podszedł kelner i zapytał czy kawa nam nie
smakowała. Odpowiedziałam: „Bardzo dobra, a czemu?” po czym spojrzałam na
filiżanki, które były pełne kawy, nietknięte! Sądząc, że to żart wypiłyśmy
jeszcze trochę kawy. Lissa sięgnęła po portfel, z którego wyleciała karteczka z
numerem telefonu i napisem „ZADZWOŃ”. Spostrzegłam, że nie ma już wpatrującego
się w nas faceta w kawiarni.
Od tego zdarzenia Lissa pisała do
mnie listy, a pisała o wszystkim. Po kolei…
Lissa była niezwykłą dziewczyną,
fascynował ją świat, wszyscy otaczający ją ludzie i muzyka. Nie grała na żadnym
instrumencie, ani nigdzie nie śpiewała, ale kiedy słuchała muzyki odpływała w
inny świat. Pisała mi o swej ciekawości co do znalezionej karteczki. Był to
numer telefonu pana Armina, młodego mężczyzny, z którym umówiła się kilka razy.
Opowiadała, że jest inteligentny i prowadzi firmę biznesową. Miał on jednak
jeszcze jedną cechę – sam nauczył się iluzji. Pokazywał jej proste, ale godzące
uwodzeniem w serce biednej Lissy sztuczki. Sprawiał, że ptaki śpiewały dla niej
lub milczały, kiedy przeleciał palcem po gwieździstym niebie, gwiazdy spadały
spod niego. Potrafił sprawić, że trawa wokół nich nagle znacznie urośnie lub
nagle zakwitną kwiaty, a kiedy złapała ich burza lub ulewa po wejściu do
jakiegoś pomieszczenia byli susi. Armin pochłonął Lissę w świat swoich sztuczek
do tego stopnia, że wydawało jej się, że u jego boku może wszystko za pomocą
jednego słowa – „abrakadabra”.
Bałam się o Lissę, szczególnie w
tedy, kiedy zaczęła interesować się duchami. Nasza matka nie żyje od dwóch lat
i obie za nią bardzo tęsknimy. W końcu Lissa będąc w lesie z Arminem zapytała go
czy potrafi wyczarować jej zmarłą matkę. Armin odpowiedział, że jego sztuczki
to tylko iluzja. Chciał jednak wspiąć się na wyższy poziom. Przez długi czas ćwiczył
nad tym, lecz Lissa o tym nie wiedziała. Zakochała się do szaleństwa w swoim
magiku i nie chciała słuchać niczyich rad ani ostrzeżeń. On był całym jej
światem i wierzyła w moc jego talentu. Po kilku miesiącach Armin przyszedł do
Lissy i powiedział jej, że ktoś chce się z nią spotkać tylko, że nie tutaj.
Zabrał ją w jakieś dziwne oddalone miejsce, gdzie przygotowane były trzy
krzesła i zapalona świeca. Usiedli. Armin kazał jej zastanowić się kto do niej
przyjdzie i milczeć tak długo jak to konieczne. Po kilkunastu minutach na
trzecim krześle Lissa zobaczyła siedzącą matkę. Patrzyła przez chwilę, łzy
leciały jej z oczu, potem zemdlała… Armin obudziwszy Lissę odprowadził ją do
domu. Przez całą noc nie zmrużyła oka. Wiem tyle, że chciała zapytać go czy to
była iluzja czy naprawdę przyszła do niej matka.
Tydzień później zadzwonił do mnie
ojciec Lissy i powiedział, że zaginęła. Wyszła wieczorem z Arminem na kolację i
nie wróciła do domu…
Ciąg dalszy nastąpi...
2 miesiące czekam na część II. Wstaw, nie daj się prosić. :(
OdpowiedzUsuń