"Przypowieść o pewnej chorobie"

Witajcie,
   Istnieją czasem sprawy, które dotykają nas bardzo głęboko i osobiście, bywają tak trudne, że chciałoby się wykrzyczeć je całemu światu, by w końcu na nas spojrzał. Ale nie zawsze można, bo wielu spraw świat nie zrozumie, nie zrozumie, że wszystko ma swoją przyczynę zarówno zewnętrzną jak i wewnętrzną. Ten nowoczesny świat "tolerancji", gdzie patrzy się krzywo na ludzi, którzy mają inne doświadczenia, wyglądają inaczej, mówią inaczej. Dlatego dziś, gdy już jestem na to gotowa, chciałabym Wam "wykrzyczeć" swoją historię, którą przekażę Wam poprzez "Przypowieść o pewnej chorobie"...

~~H.

"Przypowieść o pewnej chorobie"

Zasadziłam w ogrodzie wiśnię, o którą miałam dbać,
Lecz przez moją nieświadomość fałszywy ogrodnik zatruł ją.
Owoce jej padały latami na ziemię i truły roślinność wokół.
Choć od dnia, w którym zrozumiałam prawdę nie wpuściłam już żadnego ogrodnika,
cały ogród zmarł z trucizny, pozostał czarny i mroczny.
Wielokrotnie próbowałam wyhodować nowy, lecz nic nie rosło na zatrutej ziemi.
Pewnego razu zasłabłam ze zmartwienia i przyszedł mi na pomoc pewien człowiek,
Po czym powiedział: "Fałszywy ogrodnik zatruwa Twój ogród
gdy nie widzisz i niszczy cokolwiek próbuje wyrosnąć.
Dam Ci drewno, abyś zrobiła ogrodzenie i fałszywiec nie mógł już nigdy
dostać się do niego, aby Twój ogród był bezpieczny.
Zaorz ziemię i siej." Przyjęłam to, czym mnie obdarował.
Przyszedł deszcz i obmył ziemię.
Zebrałam siły wyproszone u Boga i odbudowałam ogród wraz z ogrodzeniem.
Zasadziłam wiśnię po środku mojego ogrodu.
Jestem teraz jego strażnikiem i ogrodnikiem, jego Panią,
a ogród jest moim wytchnieniem.
Wiśnia wydaje teraz owoc najroskoszniejszy.
Korzenie jej wrosły głęboko i całkowicie oczyściły ziemię,
są mocniejsze i nie sposób je na powrót zatruć.
Nikt nie zniszczy już tego, co wyrosło.
Wiele drzew jak jeden ogród, gdy jedno ucierpi reszta umiera.
Dusza moja i ciało moje jak jak jedno istnienie.
Tak to już jest na tej Ziemi.





Komentarze