Opowiadanie: "Więzień podświadomości"


    Obudził się w ciemnościach, było całkiem cicho. Miał na sobie tylko bieliznę i spodnie. Po omacku próbował zlokalizować miejsce, w którym się znalazł. Dotykając ścian i mebli obszedł pomieszczenie - wydało mu się małe. Znalazł niewielkie, zasłonięte roletką okienko. Gdy pociągnął za sznurek, do pomieszczenia wdarły się szare, przytłumione promienie słoneczne. Można je było wyraźnie zobaczyć w unoszącym się kurzu. Karol otworzył małe okienko, by wpuścić trochę powietrza. Rozejrzał się. Był w zakurzonym, piwnicznym pokoju, tak rozporządzonym, jakby ktoś tam kiedyś mieszkał.
     Karol znalazł drzwi, lecz kiedy je otworzył serce stanęło mu w gardle, a ciarki przeszyły jego ciało jak miliony zimnych i żywych igieł. Nie mógł pojąć jakim kurwa cudem tam się znalazł, skoro za drzwiami był tylko stary, ceglany mur. Szuka innego wyjścia, jakiejkolwiek kratki, wentylacji, czy choćby telefonu. Niczego takiego tam nie zainstalowano. Okienko było zbyt małe by się przez nie przecisnąć i dodatkowo zabezpieczone od zewnątrz kratami.
     Chłopak nie wiedział co zrobić, był zszokowany i zmieszany. Usiał na zakurzonej, ciemnozielonej kanapie i przesiedział tak dłuższą chwilę. Kiedy ujrzał pod kanapą kawałek podłogi nie z betonu - a z desek, zerwał się, przesunął kanapę i przykładając najwięcej siły wyrywał deski. Spod desek wylazło robactwo i nie było tam już nic więcej, znów tylko beton...
    Rozczarowany Karol usiadł zrezygnowany na kanapie. Po jakimś czasie poczuł głód. Przeszukał wszystkie szafki i półki, ale nic nie znalazł. Cóż więc miał zrobić? Wyłapywał robaczki, które wcześniej wypełzły spod desek i zjadał je, zjadał coraz bardziej łapczywie. Ganiał za nimi jak świr, jak głodny kot za myszami, jak skrajny skąpiec za pieniędzmi. W końcu się najadł. Po głębszym zastanowieniu się zauważył swoje dziwne zachowanie, po czym powiedział do siebie: "Ja tu kurwa zgłupnę!" Siedząc znów na kanapie zauważył na ścianie lustro, którego wcześniej nie widział. Powoli zbliżył się do niego. Nie ujrzał w nim siebie, ani żadnych duchów czy zombie, zobaczył w nim swojego dziadka.
 - Dziadku?
 - Jestem.
 - Co tu robisz? Czy wiesz czemu tu jestem?
 - Też tutaj byłem.
 - Byłeś?
 - Jestem... Chodź do mnie, pomogę ci stąd wyjść. Chodź do mnie...
   Karol sprawdził czy za lustrem nie ma przejścia, ale była tylko ściana.
 - Chodź do mnie! - wołał dziadek - Musisz wbiec w lustro, dasz radę - wyciągnął ręce.
   Chłopak odszedł, rozpędził się i z całej siły uderzył w lustro. Jednak nie było to żadne "magiczne zwierciadło". Uderzył tak mocno, że odbił się od ściany. Lustro spadło i rozbiło się na drobne kawałeczki, które pocięły Karola. Ten stracił przytomność.
     Ocknął się. Nie wiedział jak długo leżał na ziemi. Podbiegł do okna i zaczął się drzeć z całych sił. Wzywał pomocy, ale za oknem były tylko drzewa, las, odludzie. Przeszukał pokój, znalazł za szafką ciężkie przęsło i uderzał nim w ścianę przy oknie, a potem w sufit (który był nisko). Ściana, mimo, że była stara po uderzeniach pozostała nietknięta. Zmęczony Karol poczuł, że jego pęcherz nie daje rady, więc wysikał się do szafy. Zamykając ją zauważył na półce obramowane fotografie. Otarł niektóre ręką, by uwolnić je spod kurzu i brudu. Ku jego zdumieniu zdjęcia przedstawiały jego najszczęśliwsze momenty w życiu. Chłopak ześliznął się na ziemię i rozpłakał się. W jego głowie przebijały się przez siebie dwie myśli: czy da się stąd wyjść, czy lepiej skrócić swoje męki.
      Czuł się jak więzień, a był człowiekiem, dla którego wolność była w życiu na pierwszym miejscu. Wiedział że nie ma szans wyjść stamtąd. Pozbierał najdrobniejsze odłamki z rozbitego lustra i usiadł na starej, ciemnozielonej kanapie. Właśnie miał zamiar połknąć to, co nazbierał, kiedy zauważył w górnym rogu coś malusieńkiego, czarnego. Zostawił szklaną zawartość dłoni na stoliku i podszedł do kąta, gdzie stało tylko krzesło, a nad nim wisiał na ścianie obraz. Nad obrazem w samym kąciku tkwił przyklejony kawałeczek plastiku z jeszcze mniejszym, okrągłym szkiełkiem. Karol wspiął się na krzesło i przyglądał się przedmiotowi, po czym usiłował odczepić go od ściany, ale ten przymocowany był trwale do ściany. Znalazł w szafce scyzoryk i odczepił małe coś. To małe coś okazało się być mikrokamerką. Tak, był obserwowany...
      Ponownie wziął do ręki metalowe przęsło i oklupywał nim każdy fragment ściany, jeśli było to konieczne przesuwał meble. Oklupywał także sufit i podłogę, nic... Otworzył drzwi i uderzył z całej siły w stary mur rozwalając go. Był jednak tylko pozornie gruby, była to charakteryzacja, od zewnątrz pokrywała go tektura.
     Karol wyszedł.  Znalazł się jakby w laboratorium, wokół naukowców, którzy na jego widok bili brawo. Podchodzili do niego i gratulowali mu.
      "Co to ma do cholery znaczyć!!!?" - wydarł się Karol wkładając całą siłę płuc. Zapadła cisza, tylko echo odbijało jego głos w dalekich oświetlonych korytarzach. Do zdenerwowanego chłopaka, który zaczynał rozumieć co się dzieje podszedł jeden z naukowców.
  - Widzisz, udało ci się. Możesz być z siebie dumny! Prowadzimy tu specjalistyczne badania ludzkich zachowań w różnych sytuacjach. Pomieszczenie, w którym się znalazłeś było udekorowane z myślą o tym, by najlepiej oddać jego piwniczny charakter. Byłeś blisko samobójstwa, oczywiście gdybyś próbował to zrobić musielibyśmy wkroczyć, ale dałeś sobie radę. - rzekł doktor, po czym zaczął się śmiać i cieszyć.
     Karol rzucił się na niego i dusił go, ale zaraz odciągnęli go inni. Chłopak spędził dwa miesiące pod obserwacją psychiatry i psychologa. Nie był jedyną ofiarą nielegalnych badań psychologicznych na ludziach, których porywano nocą, usypiano i nieświadomie umieszczano w takich pokojach.



Napisałam tym razem opowiadanie, które odbiega od tego, co zwykle piszę. Piszcie czy taki też się podoba. Pozdrawiam :) Halina

Komentarze