Opowiadanie/baśń: "Znad Jeziora Bajkał"

Znad J.Bajkał
 - o przeklętym wojowniku

   W pewnej wiosce, w pobliżu Bajkału narodził się chłopczyk o imieniu Kastan. Rósł szybko i zdrowo, a był inteligentnym dzieckiem.
   10 lat później plemię walecznych Babudżów najechało na wioskę i spaliło ją doszczętnie. Chłopcu jako jednemu z nielicznych udało się uciec. Jego rodzina nie miała tyle szczęścia. Uciekł do lasu, do którego zabronione było wchodzić. Błąkał się długimi godzinami, które zdawały się być wiecznością; zadręczał się i zamartwiał: "Tyle ognia, krwi, łez... tyle zła... A co z mamą? A gdzie tata? ... ". Idąc lasem natknął się na skalną grotę. Podszedł ostrożnie i wśliznął się do środka. Z krótkiego korytarza jaskini bił blask czerwonego ogniska. Przy ognisku siedziała staruszka. Jej okrycie to pozszywane strzępy różnych tkanin i resztek ubrań oraz skór i futer zwierząt, brudne, duże i nędzne. Czarne suche loki rozchodziły się chaotycznie we wszystkie możliwe strony. Twarz miała białą jak kreda, jakby nigdy nie wychodziła na światło dzienne. Dziesięcioletni Kastan podszedł do niej jak gdyby nigdy nic. Ta uśmiechnęła się podejrzliwie i rzekła ochrypłym głosem:
 - Oczy - niczym wody Bajkału, włosy - niczym skąpane w kasztanach, twarz - nieprzeciętnej urody i niezwykła odwaga ojca w jego krwi.
 - Kim pani jest? - zapytał zdumiony chłopiec.
 - Grzeszysz sobą, a twe młodzieńcze piękno ukryję w powłoce największej szpetoty jaką nosiła Ziemia. To przyniesie mi ulgę, wezmę twą własność, twoją przystojność.
 - Kim pani jest?! - zapytał po raz drugi.
 - Póty pozostaniesz w ohydnej skorupce, póki Cię prawdziwie kobieta pokocha.
 - Kim pani jest!? - przerażony już niemal krzyczał.
 - Za piękno twoje, a brzydotę moją! A teraz precz i obyś nigdy nie zaznał miłości!
  Przerażony chłopiec wybiegł z jaskini. Biegł nieustannie i bardzo długo, nie wiedział dokąd. Przez łąki, pastwiska, las dobiegł do jeziora zwanego Bajkał, które rozlewało się szeroko jak morze i odbijało złotą poświatę Słońca. Kastan padł na kolana i na czworakach dowlókł się do wody. Gdy nachylił się nad taflą ujrzał w jej odbiciu potwora. Miał zniekształconą, bardzo nieproporcjonalną twarz, wypłowiałe włosy, oczy już szare, straciły swój blask. Chłopiec przestraszył się i natychmiast wycofał. Po chwili jednak spojrzał drugi raz, dochodząc do świadomości, że ten potwór to on i rozpłakał się.
  Siedział na skale i łkał, nie tylko przez to, co się z nim stało, ale przez to, że został sam. Niespodziewanie do brzegu przybiła łódź, z której wysiadł pięćdziesięcio-letni rybak. Postrzegłszy zrozpaczonego Kastana podszedł do niego i kładąc mu rękę na ramię zapytał:
 - Co się stało?
 - Oni tam... wszyscy... oni zginęli.. spłonęli...
 - Nie martw się, musisz być dzielny...
 - Wyglądam jak bestia, ta wiedźma mi tak zrobiła... - w tej chwili odsłonił twarz. Rybak przerażony widokiem jednak nie odpuścił.
 - Ważne, że żyjesz i jesteś cały, a wygląd nie jest taki ważny. Jest jak tafla wody, która odbija w sobie cały zewnętrzny świat, lecz w głębi kryją się skarby i tajemnice o których inni nie mają pojęcia.
 - Jestem sam, zgubiłem się...
 - Chodź ze mną!
  Chłopczyk wstał i poszedł z rybakiem. Około 200m od brzegu rozlegał się niewielki niezalesiony obszar, na którym wybudowane były cztery budynki, a z prawej strony od lasu oddzielała je rzeka. Były to drewniane domki, budowane niechlujnie, a raczej polowo. Bale z pni modrzewi utrzymywały konstrukcję, a przeplecione rozmaitą roślinnością stare sieci służyły za zadaszenie i inne elementy tych konstrukcji. Meble, sprzęty, ławki, wszystko z modrzewi. Cztery zbite deski wraz z lnianymi tkaninami różnej wielkości, kolorów i kształtów służyły jako łóżko. Stoły, krzesła i naczynia (czasem gliniane) były proste, schludne i niewielkie. To czyniło je praktycznymi w niewielkiej przestrzeni wnętrza budynków.
   Gdy przechodzili przez osadę, każdy jej mieszkaniec miał wyznaczone zajęcie. To jakiś starzec oddzielał kwiaty lnu od chwastów, to jakieś dzieci biegały z wiaderkami wody, to jakaś kobieta prała w rzece ubrania. Tylko jedna młoda dziewczyna, która w tej chwili siedziała przy studni zauważyła Kastana. Wlepiła w niego przerażone oczy jak gdyby śmierć przechadzała się obok. Kastan zauważył to i uśmiechnął się. Dziewczyna pobladła i niemalże nie wpadła do studni. "Nie łatwo będzie żyć" - pomyślał chłopiec.
   Rybak zaprowadził go do swego domu, gdzie przyjęła go z otwartymi ramionami żona owego rybaka.  Oboje przyjęli go z radością do siebie, gdyż sami nie posiadali żadnego potomstwa. Kastan poczuł jak jej ciepło spływa na niego. Od tej chwili rybak, Hulow i jego żona Mailla byli jego przybranymi rodzicami.
   Hulow uczył go rybołóstwa, polowań i umiejętności walki. Sam Kastan dorastając odkrył w sobie siłę wojownika i odwagę w krwi dziedziczonej po jego biologicznym ojcu. Chcąc szkolić się i doskonalić wymykał się czasem do lasu i ścigał dziką zwierzynę, wspinał się po drzewach i ćwiczył na koronach drzew, przenosił obalone pnie drzew na jedno miejsce, potem inne itd, dużo pływał w jeziorze, starał się nie patrzyć na swoje odbicie, przez co stał się silniejszy psychicznie. Dużo biegał, ćwiczył zwinność i szybkość, spinał się po skałach, a później rzucał się z nich do wód jeziora. Wyrósł na silnego i mężnego młodzieńca. Mimo swej szpetoty stał się najlepszym wojownikiem okolicy. Pewnego dnia stwierdził, że popłynie do "wielkich osad i wiosek" zwanych "grodami lub później miastami. Tak zrobił... wypłynął, zawalczył i zdobył mnóstwo łupów i kosztowności. Przeniósł się tam ze swoją rodziną, czyli matką i ojcem. Miał około lat dwudziestu i ustatkowany z rodzicami zarabiał na wojowaniu, a żyło im się coraz lepiej i coraz zamożniej.
   W grodzie żyła pewna czerwonowłosa panna, Emilia. Wzdychała do Kastana i szukała okazji by się z nim pokazać po jego walkach i pojedynkach. "Jakby tu pokazać, że nie jest się dla niego obojętną w oczach innych ludzi" - pomyślała - "dorobek ma już spory, a ja jeszcze niewydana, cóż, że świeci szpetotą aż oczy pieką, ale to i mnie z tego korzyść popłynie, i sława, i pieniądze i jego ubieganie...". Emilia miała na celu oczarowanie i uwiedzenie Kastana, by ten jej służył i oddał jej wszystko co ma. Był najlepszym wojownikiem w grodzie, więc zajęłaby w tedy dobre stanowisko w oczach innych. Tym bardziej, że przywódca grodu bardzo go polubił i zapraszał do siebie na mankiety. Emilia zabierała bohatra w ustrojne miejsca, gdzie szemrała mu do ucha nieszczere "Kocham Cię, jesteś mi najdroższy...". Kastan przez pewien czas przyćmiony był jej pochlebstwem, lecz odzyskując przytomność umysłu pewnego razu powiedział jej:
 - Jakbym miał kiedyś wybrać kobietę i powziąć ją za żonę, to musiałaby mnie tylko i wyłącznie prawdziwie kochać, poznałbym to bardzo wyraźnie.
 - Po czym byś poznał, czy nie widzisz jakim Cię uczuciem darzę? - odpowiedziała.
 - Emilio, nie kochasz mnie, tylko Ci się zdaje... Nawet gdybym miał żonę to bym ją najpierw ukrył, bo jeśli by mnie kochała, nie chełpiłaby się położeniem społecznym, ubierałaby się dla mnie skromnie, ale i nie dostałaby żadnych pieniędzy. Jakby mnie kochała...
 - Oh gadanie! Głupi bełkot! Toż byś Ty jej w tedy nie kochał! - przerwała mu - Któraż to już godzina minęła? Tak późno muszę już iść...
 - Nie kochasz mnie Emilio, o pieniądze ci chodzi, bo zrywasz się nagle, gdy wiesz, że nic nie dostaniesz.
 - A niech diabli wezmą ciebie i twój majątek! Pasożyt, skąpiec, obrzydliwiec bez serca z twarzą potwora... A która cię teraz zechce! A idź! - zdenerwowana uciekła.
   Kastan zrozumiał, że klątwa jaka na niego spadła jest nie do odwrócenia. Wiele było innych panien takich jak Emilia. Była i Róża,i Malista, Matiola, Wirginia, Karla i Tantara, wszystkie identyczne - sobowtóry Emili. Różniły się tylko wyglądem, ale żadna tak na prawdę nie pokochała przeklętego wojownika. 
  Pewnego ranka wracał z upolowaną dziczyzną jego codzienne rozmyślania przerwał głos... Przepiękny głos:

 "[...] A ona na wodziczce pisała,
serca w tafli rysowała.
Jaśieńka swego kochała,
po-ko-cha-ła... "

  Kastan spostrzegł śpiewającą i siedzącą na klifie długowłosą dziewczynę. Podszedł bliżej, a gdy chciał usiąść, zerwała się i odwróciła.
 - Nie bój się! - rzekł z pośpiechem. - Przepięknie śpiewasz.
 - Hehehe... czy ja wiem, lubię tę piosenkę. - odpowiedziała nieśmiało.
 - Jestem Kastan, być może o mnie gdzieś słyszałaś?
 - Tak, słyszałam... Ja Margarett...
  Ciemnoblond włosa dziewczyna zasłaniała wciąż twarz włosami i nie podnosiła wzroku, była bardo ostrożna we wszystkim. Ona i Kastan siedzieli tak niemalże cały dzień rozmawiając, nie odczuwając żadnych potrzeb. Nawet nie zorientowali się, gdy Słońce upadło im do stóp. Naraz rozległ się głos ojca Kastana nawołującego go. Kastan wstał i krzycząc oznajmił, że nic mu nie jest, i że za kilka chwil wróci do domu. Po całym dniu spędzonym z długowłosą pięknością i po niekończących się rozmowach stwierdził, że jest inna. Jej wyjątkowość poznał na kolejnych rozmowach i spacerach, kiedy wiedział już że ją kocha. Powiedział jej to gdy byli nad rzeką. Ona zdumiona pierwszy raz pokazała mu swoje oczy, które były oczami niewidomej. Kiedy zapytała: "Czy wciąż mnie kochasz", a on odpowiedział, że tak w jednej chwili jej oczy nabrały koloru a ona sama odzyskała wzrok. Rzekła tylko " Widzę, ja widzę..". Teraz role się zamieniły. Teraz ona wyznała, że go kocha, że to dzięki niemu uwolniła się od straszliwej klątwy, która spadła na nią, gdy kiedyś zgubiła się w lesie. Tym razem on zapytał: "Jak mnie teraz widzisz, czy nadal kochasz taką bestię?". Ona na to: "Nie bestią jesteś, lecz moim rycerzem". Tak.. to była ona, to była ta, która na prawdę go pokochała. Kastan w mgnieniu oka przemienił się. Zeszła z niego szpetota i wyglądał tak, jakby klątwa nigdy go nie dotknęła. Powrócił do domu z ukochaną i oznajmił, że chce ją wziąć za żonę. Matka i ojciec nie poznali go. Ale i Kastan i Margarett wyjaśnili im wszystko bardzo szczegółowo i dokładnie. Ucieszyli się ogromnie, lecz kochali przybranego syna tak mocno jak przed tem.
   A co z wiedźmą z lasu? Oślepła i zbrzydła, nie mogąc znieść swej porażki zwariowała i biegała tak długo po lesie aż pożarły ją wilki. Kastan i Margarett wzięli ślub, mieli piękne dzieci o dobrych sercach. Żyli długo i szczęśliwie, kochając i szanując się do końca swoich dni.
   A ja tam byłam i miód i wino piłam.


Nie wiem czy to baśń czy zwykłe opowiadanie, możecie sami to ocenić. Mam nadzieję, że się chociaż trochę podobało hehe. :D Pozdrawiam :***

Komentarze